wtorek, 17 września 2013

Story nr 1 : Melanż u Bender`ów

Było ciepłe lato choć, czasem padało...nie...To był KWIECIEŃ ! Dokładnie 27 kwiecień. Dzień w którym narodzili się owi bracia Bender. Jak co roku, imprezka podwójnie gruba. Project X jest słabą podróbą, tego co dzieje się na bibkach borussen. Zaproszeni zostali wszyscy, zarówno koledzy klubowi Svena jak i Larsa. Bliźniacy darzyli się niezniszczalną miłością braterską. Wiadomo, bywały kłotnie, "fochy", ale nigdy nie zdarzyło się nic tak poważnego, co mogłoby zerwać ich silną Benderską więź. Impreza trwała praktycznie od rana. Kuzyn Albert z Norwegii, człowiek lekko stuknięty, kawaler, obudził ich dostarczając im porcję bitej śmietany rozpryśniętej na całej twarzy. Tak, przywalił im z liścia, ręką wybrudzoną w bitej śmietanie. Mniam. Przyjechał tu jak co roku, na największą bibę w Dortmundzie.
Po porannym treningu obdwaj pojechali prosto do domu. Akurat złozyło się tak, że wrócili mniej więcej o tej samej porze. Nie było jednak czasu na odpoczynek, trzeba było zakupić co nieco. Lars i Albert wzieli to na siebie, a Sven miał ogarnąć mieszkanie i zrobić trochę miejsca. Nie był przekonany co do wysyłania brata i kuzyna po zakupy, ale przecież są dorośli.
Na początku usiadł na kanapie i rozjerzał się po mieszkaniu. Nie miał pojęcia od czego zacząć. Wypadało by pozamiatać i zetrzeć kurz w bardziej widocznych miejscach. Już się miał za to brać, kiedy zadzwonił telefon. Nie jego, Larsa. Na wyświetlaczu pojawiło się jej piękne zdjęcie z nad morza. Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Simone znała Larsa z czasów szkolnych.  Przyjaźnili się. Ona chciała czegoś więcej, ale on był już wtedy z tą jedyną, z którą zresztą jest aż do dziś. Blondynka musiała to zaakceptować. Nigdy nie wyjawiła Larsowi co do niego czuła. Nie miała odwagi. Przyszedł czas, że poznała też drugiego z braci. Zaprzyjaźnili się. Od razu złapali wspólny język. Twierdziła że obaj są dokładnie tacy sami. Przystojni, weseli, o podobnych nawykach, choć potrafiła rozróżnić ich na kilometr. Odchrząknął sobie i rozpromieniony odebrał telefon.
-Halo halo?
-Wreeeszcie ! Ileż można do was wydzwaniać!- mówiła przez zaciśnięte zęby. - Czy wy nigdy nie nosicie telefonów ze sobą?
-Mój ładuje się na górze, a Lars pojechał po zakupy z Albertem i zapomniał telefonu ...
-Pomóc wam w czymś? -  zmieniła ton i zapytała przekonująco. -Cały dzień nic nie robię, tylko czekam i czekam na te wyniki matur i przysięgam zwariuję za chwilkę ! Muszę zająć się czymś innym !
-Nie ukrywam, że przydała by nam się kobieca ręka. Wpadniesz później?
-Mogę nawet teraz !
-Super, to czekam na Ciebie.
-Paa- powiedziała melodyjnie i rozłączyła się.
-Pa.- westchnął Sven sam do siebie i uśmiechnął się pod nosem.

~*~

Kiedy chłopcy wrócili mieszkanie było wysprzątane. Zanieśli zakupy do kuchni gdzie czekał już na nich Sven.
-Woow, jak tu czysto. Postarałeś się braciszku.
-Wiadomo, ale nie dał bym sobie rady bez niej.- S wskazał na dziewczyne, która zjawiła się w kuchni i uśmiechnęła szeroko.
-Simone?- rozbudził się Albert. W mgnieniu oka znalazł się koło niej.Obją ją ramieniem. -Piękna jak zawsze. Zabalujemy dziś, prawda kotku? -poruszył porozumiewawczo brwiami.
-Heeh - parsknęła blondi. -Kotku, ile razy już o tym rozmawialiśmy?
-Kiedy? Nie przypominam sobie...-zaczął udawać że myśli- ahhh taak! -doznał olśnienia. - W tę ostatnią noc, którą spędziliśmy razem?- zapytał uśmiechając się przy tym zalotnie. Uwielbiał dorabiać sobie niestworzone historie, tak jak ta. Simone spojrzała na niego dosłownie jak na debila.
-Zabierz te łapy !
-Jasne.-odpowiedział cicho i ze spuszczoną głową zrobił dwa kroki w bok.
-Niewiem jak wy ale ja będę się już zbierać! Muszę przygotować się na to wasze "szaleństwo ".-blondynka zakreśliła cudzysłów w powietrzu.
-Szaleństwo to raczej słabe określenie...-stwierdził Lars.
Sven odprowadził ją do drzwi. Zamykając je za sobą doszedł do wniosku, że czas powiedzieć jej o swoich uczuciach i że zrobi to dziś.

~*~

Zaczęło się. Słyszała ich cała ulica, i trzy sąsiednie również. Mats Hummels rozmawaił z Simone i udawał, że jest całkiem trzeźwy. Wkurzyło to trochę Bendiego, no, może bardziej niż trochę. Podszedł do nich, potykając się o Juliana Schiebera i Nuriego Sahina, oraz o wrzeszczącego mu coś do ucha Łukasza Piszczka, który niedawno sam, kiedy jego żona nie patrzyła, zaczepiał blondynkę. Skończyło się to tak, że kiedy przeginał, a jego ręce stały się zbyt aktywne, dostał w łeb od Ewy.
-Eeeeee ! Bendi ! Jest jeszcze kiełbasa?- krzyknął Piszczu gdzieś z kuchni.
-Coo?
-Kieł-ba-sa czy jest sie pytam...zgłodniałem.-stwierdził, a jego brzuch zaburczał dźwięcznie.
-Yyyy, poszukaj czegoś w lodówce. - odpowiedział. Prześledził wzrokiem imprezowiczów. Znalazł ją.
Wykorzystując chwilę, w której Hummels na chwile się od niej odkleił, podszedł do niej pewnym krokiem. Chciał jej coś powiedzieć, ale było zdecydowanie za głośno. Poszli więc na górę, tam było ciszej.
-O czym chciałeś ze mną porozmawiać?- uśmiechnęła się promiennie.
-O czymś, o czym powinienem już dawno Ci powiedzieć.
-Zamieniam się w słuch.
-Bo widzisz...-zaczął ale przerwał, bo zza ściany dobiegały dzikie okrzyki. -Co do diabła?- wsłuchał się głębiej.- To Lewy??
-Najwidoczniej, urozmaica sobie jakoś ten wieczór. Pewnie zajmuje się teraz jakąś lasencją.
-Tsaaa, ta lasencja brzmi jak Reus...
-Chcesz się przekonać?- uniosła prawą brew w górę i uśmiechnęła zadziornie.
-Nie chcę !- odrzekł stanowczo. -Mam już dosyć dziwactw jak na dziś...-skrzywił się- ...Powracając do tematu, ehhh...nie wiem od czego zacząć..
-Najlepiej od początku.
-Dobrze, a więc. Kiedy ujrzałem Cię po raz pierwszy to moje serce obsiadły tysiące motyli a nogi ugięły się niczym guma.- blondynka spojrzała na niego zdziwiona, już chciała coś powiedzieć, ale jej na to nie pozwolił. -Wiem, że się przyjaźnimy ale daj mi skończyć. Ta przyjaźń...mnie poprostu wykańcza. Każdego dnia myślę o tobie nie jak o przyjaciółce ani siostrze. Myślę o tobie jak o mojej muzie, która dodaje mi chęci do życia, która napędza mnie na boisku. Już oddawna chciałem wykrzyczeć światu, że ja, Sven Bender...
-Kocham Cię !!!!!!!!!!- zapiszczał głos niczym podniecona fanka na widok Justina Bibera, gdzieś zza ściany.
-No właśnie- oboje parskneli śmiechem. -Ktoś już zrobił to za mnie.- spojrzał w jej głębokie oczy, w których tonął przy każdym spotkaniu.
-Sven...
-Sim, jeśli chcesz powiedzieć, że chcesz tylko przyjaźni, to nie mów tego. Poprostu odejdź.
Dziewczyna zbliżyła się do niego.
-Nie mam zamiaru odchodzić...-zawiesiła swoje ręce na jego szyi. Ich wargi dzieliły milimetry, gdy z pokoju wyszli Marco i Robert.
-A co się tu dzieje? - wymamrotał rozradowany Reus. Jego grzywa stała dosłownie w każdą stronę, a buty założone były nie na tą nogę . Robert miał niedopięty pasek i koszulkę na lewą stronę.
-Nic...rozmawiamy sobie.-odpowiedział Sven, nie odrywając wzroku od ukochanej.
-Aha, no my też ten...rozmawialiśmy...-Robert podrapał się po szyi. Obaj tłumili w sobie śmiech, jak nastolatki. Byli kompletnie nawaleni.- To my już, nie będziemy przeszkadzać.-złapał blondyna za rękę i pociągnął na dół, potykając się o wszystko i o wszystkich, nawet o smaych siebie i rżąc jak szalone gimnazjalistki.
S&S stali wtuleni wpatrując się w siebie jak w obrazek i kołysząc się na boki.
-Ja też Cię kocham, Sven.-szpenęła mu do ucha, po czym pocałowała go namiętnie.


________________________________________________________________________

Witamy Was na naszym nowym blogu i zapraszamy do lektury z przymrużeniem (zamknięciem) oka ;) Polecamy również zajrzeć w zakładkę "o blogu" :)
Czekamy na Wasze komentarze :)